poniedziałek, 10 sierpnia 2015

#193 "Love, Rosie" - Cecelia Ahern

"Myślę, że my, dorośli, powinniśmy brać przykład z dzieci i nie bać się życia, iść na całość w przypadku wytyczonych sobie celów."

"Życie ludzkie jest zbudowane z czasu. Nasze dni, nasza zapłata mierzone są w godzinach, nasza wiedza wyznaczana jest przez lata. Chwytamy w ciągu dnia kilka minut na przerwę na kawę, a potem czym prędzej biegniemy do biurek, spoglądamy na zegarek, żyjemy od jednej wizyty do drugiej. Mimo to, nasz czas kiedyś się kończy i w głębi duszy zastanawiamy się, czy przeżyliśmy dobrze te wszystkie sekundy, minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące, lata i dekady. Wszystko wiruje wokół nas - praca, rodzina, przyjaciele, kochankowie... chciałoby się krzyknąć "STOP!", rozejrzeć się wkoło, zmienić porządek paru rzeczy, a potem ruszyć znowu."



"Rosie: [...] Jeszcze miesiąc temu myślałam że jestem w raju i nagle w jednej sekundzie wszystko radykalnie się zmienia. 
Ruby: Na tym właśnie polega problem z rajem. Nic tak nie przyciąga złego."


"Obserwowanie rozpaczy własnych rodziców bardzo wytrąca z równowagi, pewnie dlatego, że oczekujemy od nich, by byli silni ale to nie wszystko. Kiedy są jeszcze dziećmi oceniają powagę sytuacji, obserwują swoich rodziców. Gdy się przewracasz i nie możesz się zdecydować, czy bardzo Cię boli, czy też nie, sprawdzasz na rodziców. Jeżeli wyglądają na zmartwionych i biegną w twoim kierunku, zaczynasz płakać. Jeśli zaczynają się śmiać i mówią "Nic się nie stało", wstajesz i przechodzisz nad sprawą do porządku dziennego. Gdy dowiadujesz się, że jesteś w ciąży i czujesz się wyprana z wszelkich emocji, szukasz odpowiedzi w wyrazie ich twarzy. Jeżeli oboje przytulają cię i powiedzą, że wszystko będzie w porządku i że ci pomogą, uspokajasz się. Czujesz, że to jeszcze nie koniec świata, chociaż - w zależności od rodziców - mógłby być. Rodzice są dla swoich dzieci barometrem emocji. To jak efekt domino. "

"Kiedy zaczęłam chodzić do szkoły podstawowej, myślałam, że szóstoklasiści są strasznie mądrzy i dorośli, chociaż nie mieli jeszcze dwunastu lat. Gdy osiągnęłam ten wiek, uznałam, że osiemnastolatkowie z liceum wiedzą już chyba wszystko. Będąc osiemnastoletnią dziewczyną byłam przekonana, że ukończę studia jako osoba dojrzała. W wieku dwudziestu pięciu lat wciąż nie udało mi się pójść do collage'u, nadal nie miałam o niczym pojęcia, dochowałam się za to siedmioletniej córki. Byłam przekonana, że jako trzydziestolatka zrozumiem choć trochę, o co w tym wszystkim chodzi. Niestety, nic mnie nie oświeciło. Zaczynam myśleć, że w wieku pięćdziesięciu, sześćdziesięciu, siedemdziesięciu, osiemdziesięciu i dziewięćdziesięciu lat nadal będę miała nikłe pojęcie o życiu. Możliwe, że na łożu śmierci ludzie, którzy przeżyli długie, długie życie pełne doświadczeń, przygód, podróży, odchowali dzieci, przetrwali dotykające ich nieszczęścia, pokonali swoje demony i odebrali lekcje od życia, myślą: Mój Boże, ci, co są już w niebie, na pewno wiedzą wszystko. Założę się jednak, że gdy po śmierci dołączają do reszty mieszkańców nieba, rozsiadając się wygodnie, by obserwować ukochane osoby chodzące jeszcze po ziemi i myślą, że dowiedzą się wszystkiego w następnym życiu. 

Wydaje mi się, że już rozpracowałam, o co w tym wszystkim chodzi, Stephanie. Zastanawiałam się nad tym przez całe lata i doszłam do wniosku, że nawet Ten Gość na górze nie ma bladego pojęcia, o co w życiu biega."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz